Dołączył: 06 Lip 2016
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Jesienny wicher na wylot przewiewal jej polatana spodnice i szarobura welniana chustke. Nawet polkwaterka piwa, bez slowa podana przez karczmarza, nie poprawila jej humoru. Piwo bylo slabe i kwasne. A na dodatek nie miala czym zaplacic. Wprawdzie dla zmylenia oberzysty nakladla drobnych kamykow do sakiewki, miejskim zwyczajem zawieszonej u pasa, ale wiedziala, ze rychlo przejrzy jej fortel i wyszczuje precz z gospody zoltymi spichrzanskimi brytanami. A tych brytanow Gronostaj bala sie bardziej niz grasantow i staroscinskich pacholkow pospolu. Dobrze zapamietala, jak przydybaly zebraka na podbieraniu jajek i w pol pacierza rozerwaly mu gardlo.
Rozejrzala sie goraczkowo za zarobkiem. W gospodzie jednak nie bylo nikogo, procz wedrownego jalmuznika, ktory pogrozil jej kosturem, zanim jeszcze zdazyla zlozyc mu zwyczajowa propozycje, oraz na wpol oblakanego Myszy, ktory zawsze ochoczo korzystal z jej wdziekow, ale dobytku mial tyle, co na grzbiecie. Kiedy wiec oberzysta zanurkowal do komory, predko odstawila kubek i wymknela sie na podworzec, unoszac w garsci dwie skorki chleba, wypatrzone obok miski z resztka wczorajszej polewki.
Dul lodowaty wicher, ale kazda, profesja ma swoje wymagania, wiec odrzucila welniana chuste z glebokiego dekoltu, a potem, kolyszac biodrami, ruszyla przez wioske ku cmentarzowi.
Wlasciwie nie miala nic przeciwko swojemu zajeciu i wykonywala je doprawdy rzetelnie, a czasem i nie bez uciechy. Niegdys lubila gorace letnie wieczory, kiedy wladyka barykadowal sie na glucho za ostrokolem, bo przez wioske ciagneli zbojcy, schodzacy do ladacznicy az z Przeleczy Zdechlej Krowy. Albo jarmarki w pobliskim miasteczku, pelne beczenia owiec i pokrzykiwania pasterzy, ktorzy zlazili na te okazje z okolicznych polonin w poszukiwaniu kupca na sery, maslo i owcze runo. Nawet odpusty pod kosciolem, choc stary proboszcz krzywil sie wielce, kiedy stawala obok niewiast w bocznej nawie, odziana w czerwona sukienke i z rozpuszczonymi wlosami, a wrecz krzyczal z ambony, jesli zauwazyl, ze sprytnie przymamiwszy ktoregos z naboznych sluchaczy, chylkiem wymykala sie bocznym wyjsciem w zacisze wilzynskiego cmentarza. Mowiac prawde, czy to na targowisku, czy w gospodzie, czy w swiatyni - wszedzie bylo dosc chlopow spragnionych niewiesciej kompanii i Gronostaj nie narzekala, nawet jesli potem, za poduszczeniem proboszcza, wladyka kazal ja ocwiczyc u pregierza. Zreszta pacholkowie znali dziewczyne bardzo dobrze i tylko udawali, ze mocno bija.
Ale dzisiaj byla glodna i zmeczona.
Od strony okolonego bzami, zeschlymi teraz i odartymi z lisci domostwa niosla sie rozkoszna won zuru i kapusty z grochem. W otwartych drzwiach drewutni Gronostaj zobaczyla Ortyla i ogarnela ja na chwile desperacka nadzieja, ale potezny ekszbojca popatrzal tylko tesknie i nawet nie zmylil rytmu siekiery. Przyczyna jego powsciagliwosci, wdowa po kolodzieju, a od niedawna malzonka Ortyla, niewiasta wredna, klotliwa i nader zazdrosna, stala posrodku podworza z misa karmy dla kaczat i duza drewniana kopystka w reku. Gronostaj z niezadowoleniem potrzasnela glowa i szkarlatne wstazki zawirowaly na wietrze. Liczyla na Ortyla, naprawde na niego liczyla.
Spotkala jeszcze trzech swiezo udomowionych lupiezcow i lysego Kowlika,
Post został pochwalony 0 razy
|
|